poniedziałek, 26 maja 2014

12. Studyjne sprawy, porozmawiajmy o studiach.

Jak to bywa w życiu ja i blog mieliśmy słodką przerwę,
bez żadnych większych ekscesów stwierdziłam, że jebać to co miałam, co obiecałam, co powinnam i że sobie wrócę w ciepłe odłamy internetów. A co.
Z takim oto tematem. Wprawdzie ja, studia, nauka to takie średnie połączenie, bo mamy często konflikty to chciałabym napisać o kilku aspektach. Napisać o tym co ja kilka lat temu chciałabym usłyszeć na ten temat. To o czym nie wiedziałam i że moje błędne przekonania zaprowadziły mnie na manowce.
I o tym co każdy powinien wiedzieć. 
(tak w połowie, bo w drugiej to moje lekkie pierdolamento)

Posłużę się pytaniem, które zadano mi kiedyś na asku.
*zastrzegam, że skupiam się na swym doświadczeniu, skrzypce tu grają uczelnie państwowe, bezpłatne*

Zacznijmy od tego, czy w ogóle warto iść na studia?

Jestem zdania, że zawsze warto. Jeśli ma się możliwość i sposobność: rozwijać siebie, spełniać się, pogłębiać wiedzę. To przyda się zawsze i Twoja praca przyniesie zamierzone efekty. Korzystaj z tego, że masz możliwość nauki za darmo - szepczą że mogą nadejść chmury pod tytułem 'nauka nie dla wszystkich', chociażby z tego powodu, że uczelnie państwowe w większości są baaardzo biedne i mają pierdyliard długów. Pewnie i na szczęście się nie załapiesz, ale wiedzieć możesz.

Wracając do pytania - jeśli jesteś z czegoś dobry, jeśli wiesz, że dane przedmioty i wiedza pomogą osiągnąć Ci sukces, zdobyć pracę - nie wahaj się. Jak masz wątpliwości, to się trochę powahaj i nawahaj a potem i tak idź :) Serio. Dlaczego?
Otóż studia to nie tylko nauka Twych wybranych przedmiotów, będziesz zdobywać też wiedzę w przedmiotach ogólnych (np. takie filozofie, fascynujące doprawdy), ukochany w-f (na pocieszenie powiem, że sporo uczelni dysponuje ładną kartą wyborów - możesz pływać, latać z paletką, wyginać się do yogi czy cisnąć na siłowni, każdy znajdzie coś dla siebie), uczyć się języków (zależy od uczelni, ale również możesz wybrać, chiński, japoński, niemiecki, rosyjski etc. Mówi się o słabym poziomie, ale prowadzący to też ludzie i to różne ludzie), są też przedmioty dodatkowo poszerzające Twą wiedzę. I pewnie o czymś zapomniałam, tak czy siak to nie tylko psychologia i amen, psychologia.

A to, że spotkasz masę nowych ludzi, doświadczysz różnych sytuacji (przyjemnych, nieprzyjemnych), w pewien sposób się usamodzielnisz, raz się potkniesz, raz coś spieprzysz, raz będziesz z siebie dumny, raz pokombinujesz - studia też uczą życia. Podobnie jak szkoła. Zapytaj siebie - czy szkoła nauczyła Cię tylko budowy komórki eukariotycznej, funkcji, dat? Prócz tego, czy zdajesz sobie z tego sprawę czy nie - nauczyła się cholernie dużo.
Tego o czym nie piszą w książkach. Mama nie zawsze ma rację, Jasiowi czasem trzeba przypierdolić, Anię oszukać, czasem należy zdjąć te nogi z stołu, kiwnąć głową, podziękować, przeprosić, jak palić to tylko w kiblach, jak podrywać tego ziomka na końcu korytarza i masę prozaicznych rzeczy, które w jakiś sposób nas ukształtowały. Nie jesteś inwalidą - umiesz się zachować i sobie poradzić. Wśród owiec i wśród wilków.
Podobnie jest z studiami, tylko, że masz trochę więcej w głowie.

no dopsz ale ja nie mam pieniędzy!

Zarób. To raz. Są studia zaoczne, je również polecam. Polegają na tym - może nie każdy się orientuje, iż Twoje zajęcia odbywają się co tydzień/dwa w weekendy. Zależnie jak uczelnia ustanowi. Cały tydzień masz wolny - możesz pracować, możesz się opierdalać. Podpowiem - całkiem sporo jest ofert pracy dla studentów właśnie zaocznych. Studia zaoczne zawsze są płatne. Ceny są różne, więc nie będę rzucać, są to jednak okolice 2000/3000tys za semestr. Nie rok. Semestr. Warte odnotowania.

Alternatywą są też studia wieczorowe - jeśli jednak chcesz pracować i zarabiać na siebie, a nie jesteś jakimś fajnym blogerem który może pracować w domu/na wykładach, nie polecam. Z racji a) mówi się wieczorowe, ale bardzo często zajęcia nie odbywają się wieczorami. Niektórzy studenci wieczorowi mają zajęcia z studentami dziennymi - można łatwo przekalkulować, że pracy to nie sprzyja. Godziny są mało elastyczne, poza tym są w większości droższe od zaocznych.

pierdolisz bo i tak nie znajdę pracy po studiach

Chyba nie muszę tego komentować, więc tak tylko pobieżnie. Rozumiem, że bez tego mgr czy inż. z przodu będzie mi łatwiej? I przemarnuję swój czas, bo i tak się czegoś nie nauczę, bo praktyka lepsza pleple? Skąd masz tę wiedzę?  I w końcu czy studiujesz tylko po to by zdobyć pracę?
Pamiętajmy, że sama droga to raz, ale to co ją tworzy, otacza, co na niej stoi - ma horrendalne znaczenie.

Ah i te wszystkie złote przykłady, że z marszu Cię łapią i dają w rękę trzy tysiące to często przypadki z serii 'bo to znajomy znajomych znajomy' albo jednostka naprawdę wybitna, pracowita czy tam szczęściem srająca.
No i umówmy się - to nie tak, że studiujesz i od razu masz pracę. Nikt Ci gwarancji nie da, choć ja myślałam inaczej. To tak nie działa, to za mało.
Studia, jak pisałam wcześniej to ciekawa przygoda, rozwój, nowe możliwości, znajomości i jeśli jesteś naprawdę, naprawdę w TYM dobry i zawzięty to znajdziesz pracę. Koniec tematu.

nie wiem co chcę studiować, więc wybiorę na ślepo

Tu na początek kwestia formalna. Proszę przeczytajcie.
Od roku zdaje się 2013 zmieniły się reguły. Studiowanie nie jest już takie słodkie, wybierasz na ślepo socjologię, w rok zmieniasz na psychologię, po dwóch latach łapiesz się filologii i w ostatnim akcie dzikiego buntu idziesz na zajebistą ekonomię. I tak pięć lat, czy tam ile. Nie.
Jak kiedyś tak było, tak teraz zmieniły się przepisy. Każdemu człekowi przysługuje pula punktów ECTS (to takie chujowe rzeczy, które teraz są nieważne, ale potem staną się chujowo-ważne) i jeśli się ją wykorzysta to student MUSI płacić. Nie ma przebacz. Przykład taki, że jeśli X razy z rzędu uwalisz pierwszy rok, to może dojść do sytuacji, że mimo podjęcia studiów dziennych na uczelni publicznej, będziesz zmuszony zapłacić.
Z tym jest tak, że tego nikt nie ogarnia. Dziekani tysz. Ale nie daj się zgubić, wybierz w miarę rozsądnie, a jeśli zrezygnujesz to dopilnuj by Cię powypisywali z przedmiotów typu ogun, w-f itp. Za to lecą punkty, a szkoda ich tracić.
Oczywiście wszystko tyczy się państwowych uczelni.
Podobnie jest z magisterką. Tu na ladę wkracza mój przypadek. Chciałam sobie zacząć nowy kierunek. II równolegle brać nie chciałam, do średniej 4.x-ileś-wchui-dużo mi brakuje, więc płacić bym musiała dosyć sporo. No nie miałam tyle tysięcy na zbyciu. Mój lisi plan był taki: a skończę tą magisterkę i zacznę inną na innej uczelni. Albo tej samej kij z tym. Ale będę po studiach i mogę wybrać coś nowego, świeżego, bezpłatnego...ehem.
Się Pani Puknie. Pani ma pulę żetonów, starczy to Pani na jedną magisterkę, może i pół, a potem to płacić. Nie ma tak dobrze.
To też weźcie pod uwagę, ja o tym nie wiedziałam. Ja tam z swoim przypadkiem jeszcze kombinuje i chyba wyląduje na dziennych, ale to nie o tym tu pocę.

Warto dodać, że dotyczy to osób które zaczynają studia w 2013r. Albo 2012? Nie, 2013. Sorry za mą niewiedze w tym wypadku, ale kij wie. Jakoś tak.

Jak wybierasz na ślepo, to ślepaki schowaj na inną imprezę...Mogą się przydać. Tu spróbuj wybrać coś co Tobie najbliższe, najcieplejsze, poznaj przedmioty które wchodzą w skład planu (I rokiem się nie martw, przeważnie jest beznadziejny), porozmawiaj z ludźmi, który ów kierunek studiują i jeśli o tym mowa to...

chcę iść na tą filologię, kocham ten język, ale mi mówią że pracy nie ma, że lepiej politechnika, że mi źle będzie, że dzieci nie wykarmię, że i nie bo plepleblepleble STOP

Pierwsze - nikt nigdzie Ci nie da gwarancji, że pracę zdobędziesz.
(chyba, że pewne kierunki, ale nie o tym tu)
Drugie - rady weź sobie do serca, przemiel i je odstaw. Na chłodno oceń sytuację, może Twoja mama - lekarz, naprawdę jest ogarnięta życiowo i 'wie co dla Ciebie najlepsze.' Ona w to nie wątpi. Ale Ty tak.
Trzecie - to Ty będziesz studiować. 3 lub 5 lat. Czy tam więcej. TY. To Ty będziesz walczyć z przedmiotami, zdawać egzaminy, stresować się, czytać książki, przebywać godzinami w bibliotece czy przy biurku, TY będziesz coś zaliczać i oblewać. Ty będziesz zdobywać wiedzę, doświadczenie, w Twej głowie będzie rozwijał się plan na przyszłość, w Tobie będą kiełkować marzenia o pracy z dziećmi/zwierzętami/endoskopami. W TOBIE. Widzisz tam gdzieś swoją mamę, tatę, kumpla?
Ja też nie.

Proszę - nie popełnij mojego błędu.

'Żyj tak by nikogo nie błagać o przebaczenie.'

Patrzę na swoje życie i wiem. Wiem. Jestem postrachem wszystkich matek - zawsze przepierdolę w głowach, odzywkami typu "kochasz to? To idź na tą historię. Sraj na medycynę, jak Ty nawet kurczaka nie pokroisz. Nie słuchaj innych, ciocia Marcel ma zawsze rację. Jak nie mam patrz punkt pierwszy. Mówisz, że lubisz. Że kochasz? No widzisz. To zamiataj mi tam, a nie myśl o alternatywie 'gorzej'."

Wiem, że słaby ze mnie kołcz czy jak im tam i że takie farmazony pieprzę, ale wierzcie mi lub nie - nie ma przyjemniejszej rzeczy niż uczyć się tego co się uwielbia, co się kocha, co Cię interesuje. Jarać się tym i nakurwiać jak ta Mysz z Sombrero.
Rynek w Polsce jest przeludniony, jest ciężko, jest kiepsko - tylko, że zależy od czego i jak się wybijasz. Jeśli jesteś dobry w tym co robisz - drzwi są otwarte.
Pewnie nie wierzysz to Ci podam kilka przykładów. Mej znajomej jęczeli, że pedagogika to gówno. A z dziećmi pracuje i codziennie dziękuje, że może z nimi pracować. Ktoś mi mówił, że języki to przereklamowana sprawa. Koleżanka zarabia dobre pieniądze, jest tłumaczem, owszem ma diablo mało czasu dla siebie, ale nie narzeka, jest zadowolona. Moja przyjaciółka będzie lepić kosmetyki w laboratorium - wprawdzie nie wie czy to jej bajka, ale prace będzie zaczynać, wtedy się określi. Mall robi fotki, w agencji. Agencjach. Też zaczynała w liceum od PHOTOGRAPHY-x-zaprasiam. I poszło.
No i ja. Ja to zapierdalać będę za fri, ale mam nadzieję, że moja wyprawa zaowocuje czymś szczególnym - chociażby dla samej mnie i tego co jest we mnie.
Bo niekoniecznie musisz pracować w zawodzie, zawsze, zawsze, możesz coś zmienić.  

'Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl - tak jasna i oczywista! W pierwszej chwili wydała mi się wręcz niedorzeczna - wprawiła mnie w oszołomienie i wręcz lekką histerię: - Mogę zrobić absolutnie wszystko i poza mną samą nie istnieje nic, co by mnie powstrzymało.'

Jeśli będziesz szczęśliwym robiąc akurat TO - nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. (chyba, że wyrywasz torebki starszym, albo trzymasz w lodówce coś o co mógłby być zazdrosny sam Hannibal)
Jesteś rozliczany tylko przed samym sobą z samego siebie.
Jeśli Twoi bliscy zobaczą w Tobie determinację - będą Cię wspierać. No dobrze, powinni. Ale uderzyłam w większość, serio - oni też się przyzwyczają do wyboru i Twych decyzji. Ten pierwszy krok i pierwsze 'nie. Bo to moje życie, me próby i błędy' musi kiedyś nastąpić. Dlaczego nie teraz i nie tutaj?

Piszę o tym jak głupia, z prostego powodu. Wiem, że jeśli utkniesz tam gdzie Ci średnio przyjemnie - to boli. Bardzo boli. A dosyć łatwo można tego uniknąć.

Podsumowując: miej świadomość jak wygląda sytuacja w kraju. I miej świadomość, że zawsze możesz wyjechać. Albo wchodzić oknami, jak Cię nie chcą drzwiami.
Twoi bliscy narzucają Ci wybór? Przekonaj ich albo machnij nań ręką. Poczytaj o danym kierunku, opowiadaj, pokaż i wytłumacz. Tym też wbrew pozorom da się sporo zwojować.
Boisz się czegoś? Czego? To strach przed 'tym brakiem pracy'? Czy przed opinią innych?
Na dobrą sprawę - zakładając, że masz lat 18 czy 19 Ty nawet nie wiesz jak wygląda...rynek pracy. Bo nie wiesz, prawda?
Media się nie liczą i znajomi znajomych kuzynów też nie. Mam to w dupie. Ty jesteś Ty, świat jest Twój i Ty jesteś oddzielnym przypadkiem. 10 znajomych pracy nie znajdzie i podda się po roku, a Ty znajdziesz dla siebie coś zajebistego. Amen.

studia? bo imprezę wyczuwam

Na pierwszym roku to do książek dziecino, a nie o imprezie stękasz. Chcę obalić stereotyp, o chcę!
FANFARY
Ja też myślałam, że to co tydzień studniówka. A tak mi dali popalić, że z glutków nos obcierałam, bo chcę do mamy, bo dużo nauki, bo nie dam rady i nie bu, bo wejściówka, bo kolokwium, bo egzaminy, bo czemu nie dają mi spokoju? ale jak to wyjebali...
Pierwszy rok to selekcja. Dopiero w późniejszych latach możesz sobie pozwolić na ugadanki, dogadanki i inne kręte kocie ścieżki. (Nie pytaj :))
Przeważnie przyjmują sporo osób i połowę wypierdzielają. Norma. Dlatego trzymają się ostro terminów, ustaw, zwolnień, spóźnień, nieobecności...Po prostu trzeba uważać, potkniesz się i możesz polecieć na mordę. Całkiem poważnie, I rok studiów był chyba tym najtrudniejszym w mym życiu.
Nie dajmy się jednak całkiem zwariować, na łeb Ci nic nie spadnie gdy na piwo wyjdziesz, poznasz ludzi, gdzieś się umówicie itp. Broń Bosze, leć i baw się dobrze!
Tylko nie bierz przykładu z tych ziomków z American Pie np., czy tam z Skinsów.
Stop.

(potem już jest z górki, nie wychodzisz na piwo, tylko piwa, i nie wracasz o 00 tylko za dwa dni.
ok żartuje.
ok nie.)

ludzie bez studiów też mają dobrą pracę

znowu o tej pracy. Ja o tym wiem. Ale wiem też, że studia to też całkiem inne doświadczenia. Poza tym, okej, gdybym jarała się fotografią, czy miałabym w sobie duszę gwiazdy rocka (albo taką pod kocykiem), uwielbiałabym malować - stawiałabym np. na kursy. Nie wiem czy są studia w tych specjalizacjach, jeśli są to pewnie drogie. A wiem, że i takowe kursy są cenione przez pracodawców. Mogłabym iść wtedy inną ścieżką, niekoniecznie wybrałabym studia.
Ale mi nie chodzi o to by się licytować. Każdy przypadek jest inny, każdy ma inne możliwości i wybory. Może za granica? Zajebiście, gdybym miała w sobie to co teraz, przed studiami wyjechałabym by podszkolić język. Kursy? A proszę. Studium? If you want.
Droga wolna, ja nic nie potępiam i nie wskazuję co lepsze. Mówię najogólniej, że studia to pomimo łez, bólu, nauki, całkiem zacna sprawa. Spróbować warto, nic nie tracisz, jak się nie spodoba to zrezygnujesz. End of story.

kilka rad dla przyszłych studentów
1) Polecam dbać o terminy, rejestracje na studia, składanie wniosków, papierów etc. Co by nie obudzić się z ręką w nocniku bo często odwrotu nie ma, system się zamyka i do widzenia, za rok zapraszamy.
2) Wiem, że to może być kwestia finansowa - ale radziłabym złożyć papiery na kilka kierunków i miast. Nie wiadomo co i jak wyjdzie - a będziesz mieć sporą pulę wyboru.
3) Ustal jakie studia. Porozmawiaj z rodzicami - czy będą w stanie przez najbliższe 3 lub 5 lat wspierać Cię finansowo? Czy jeśli nie dostaniesz się na wymarzone studia są w stanie pokryć koszty płatności? (np. wieczorowe) Czy chcesz pracować i uczyć się weekendami?
4) Są studia jednolite, choć już rzadko i te z podziałką. Możesz uczyć się 3/3.5 roku i potem z dyplomem inżyniera lub licencjata iść na inne studia magisterskie. Uwaga: w praktyce nie zawsze to działa.
Acz warto mieć świadomość, że możesz zmienić coś jak nie po roku, to po trzech latach na spokojnie i z papierem.
5) Radzę poszukać ekipy z którą mógłbyś zamieszkać. I wziąć na nią poprawkę - to wszystko wychodzi mniej więcej gdy są wyniki rekrutacji. Życie często weryfikuje nasze plany, ludzie również. Warto mieć kogoś z kim mieszkanie będzie należeć do przyjemności, aniżeli kary. Jeśli nie masz znajomych, którzy chcą studiować w tym samym mieście - nie martw się nic, pokój dla studenta zawsze się znajdzie. Albo akademik.
6) Jeśliś towarzyski to porozglądaj się za integracjami, wydziały często to organizują. Taka duża impreza, w jakieś proste miejsce, z dużą ilością alkoholu i pierwszakami. Kogoś zawsze poznasz.
7) Spędź te wakacje zajebiście. Najdłuższe. Wykorzystaj!
8) Ah i studenckie zniżki są potęęężnym plusem. Tak na marginesie.

kończ już

No to tak sama ja. Chyba tak zrobię, właśnie mam 'przed-sesję' więc zabrałam się za pisanie. Zawsze mam wyczucie czasu. Niby nic mi nie ucieknie, ale...


Wracając - jeśli mielibyście jakieś pytania, chętnie odpowiem. Każde jedno, jeśli tylko będę w stanie. Jeśli coś Cię interesuje - pytaj, mogę też posłużyć się mym znajomym co by też coś dodał od siebie.

Bloga ruszyłam dla samej siebie, zawsze lubiłam samej sobie coś opowiadać. Efektem są moje wcześniejsze posty, aż się boję ich czytać gr. OK. Próbujemy.

A Wam życzę dobrej nocy. I powodzenia.