poniedziałek, 26 maja 2014

12. Studyjne sprawy, porozmawiajmy o studiach.

Jak to bywa w życiu ja i blog mieliśmy słodką przerwę,
bez żadnych większych ekscesów stwierdziłam, że jebać to co miałam, co obiecałam, co powinnam i że sobie wrócę w ciepłe odłamy internetów. A co.
Z takim oto tematem. Wprawdzie ja, studia, nauka to takie średnie połączenie, bo mamy często konflikty to chciałabym napisać o kilku aspektach. Napisać o tym co ja kilka lat temu chciałabym usłyszeć na ten temat. To o czym nie wiedziałam i że moje błędne przekonania zaprowadziły mnie na manowce.
I o tym co każdy powinien wiedzieć. 
(tak w połowie, bo w drugiej to moje lekkie pierdolamento)

Posłużę się pytaniem, które zadano mi kiedyś na asku.
*zastrzegam, że skupiam się na swym doświadczeniu, skrzypce tu grają uczelnie państwowe, bezpłatne*

Zacznijmy od tego, czy w ogóle warto iść na studia?

Jestem zdania, że zawsze warto. Jeśli ma się możliwość i sposobność: rozwijać siebie, spełniać się, pogłębiać wiedzę. To przyda się zawsze i Twoja praca przyniesie zamierzone efekty. Korzystaj z tego, że masz możliwość nauki za darmo - szepczą że mogą nadejść chmury pod tytułem 'nauka nie dla wszystkich', chociażby z tego powodu, że uczelnie państwowe w większości są baaardzo biedne i mają pierdyliard długów. Pewnie i na szczęście się nie załapiesz, ale wiedzieć możesz.

Wracając do pytania - jeśli jesteś z czegoś dobry, jeśli wiesz, że dane przedmioty i wiedza pomogą osiągnąć Ci sukces, zdobyć pracę - nie wahaj się. Jak masz wątpliwości, to się trochę powahaj i nawahaj a potem i tak idź :) Serio. Dlaczego?
Otóż studia to nie tylko nauka Twych wybranych przedmiotów, będziesz zdobywać też wiedzę w przedmiotach ogólnych (np. takie filozofie, fascynujące doprawdy), ukochany w-f (na pocieszenie powiem, że sporo uczelni dysponuje ładną kartą wyborów - możesz pływać, latać z paletką, wyginać się do yogi czy cisnąć na siłowni, każdy znajdzie coś dla siebie), uczyć się języków (zależy od uczelni, ale również możesz wybrać, chiński, japoński, niemiecki, rosyjski etc. Mówi się o słabym poziomie, ale prowadzący to też ludzie i to różne ludzie), są też przedmioty dodatkowo poszerzające Twą wiedzę. I pewnie o czymś zapomniałam, tak czy siak to nie tylko psychologia i amen, psychologia.

A to, że spotkasz masę nowych ludzi, doświadczysz różnych sytuacji (przyjemnych, nieprzyjemnych), w pewien sposób się usamodzielnisz, raz się potkniesz, raz coś spieprzysz, raz będziesz z siebie dumny, raz pokombinujesz - studia też uczą życia. Podobnie jak szkoła. Zapytaj siebie - czy szkoła nauczyła Cię tylko budowy komórki eukariotycznej, funkcji, dat? Prócz tego, czy zdajesz sobie z tego sprawę czy nie - nauczyła się cholernie dużo.
Tego o czym nie piszą w książkach. Mama nie zawsze ma rację, Jasiowi czasem trzeba przypierdolić, Anię oszukać, czasem należy zdjąć te nogi z stołu, kiwnąć głową, podziękować, przeprosić, jak palić to tylko w kiblach, jak podrywać tego ziomka na końcu korytarza i masę prozaicznych rzeczy, które w jakiś sposób nas ukształtowały. Nie jesteś inwalidą - umiesz się zachować i sobie poradzić. Wśród owiec i wśród wilków.
Podobnie jest z studiami, tylko, że masz trochę więcej w głowie.

no dopsz ale ja nie mam pieniędzy!

Zarób. To raz. Są studia zaoczne, je również polecam. Polegają na tym - może nie każdy się orientuje, iż Twoje zajęcia odbywają się co tydzień/dwa w weekendy. Zależnie jak uczelnia ustanowi. Cały tydzień masz wolny - możesz pracować, możesz się opierdalać. Podpowiem - całkiem sporo jest ofert pracy dla studentów właśnie zaocznych. Studia zaoczne zawsze są płatne. Ceny są różne, więc nie będę rzucać, są to jednak okolice 2000/3000tys za semestr. Nie rok. Semestr. Warte odnotowania.

Alternatywą są też studia wieczorowe - jeśli jednak chcesz pracować i zarabiać na siebie, a nie jesteś jakimś fajnym blogerem który może pracować w domu/na wykładach, nie polecam. Z racji a) mówi się wieczorowe, ale bardzo często zajęcia nie odbywają się wieczorami. Niektórzy studenci wieczorowi mają zajęcia z studentami dziennymi - można łatwo przekalkulować, że pracy to nie sprzyja. Godziny są mało elastyczne, poza tym są w większości droższe od zaocznych.

pierdolisz bo i tak nie znajdę pracy po studiach

Chyba nie muszę tego komentować, więc tak tylko pobieżnie. Rozumiem, że bez tego mgr czy inż. z przodu będzie mi łatwiej? I przemarnuję swój czas, bo i tak się czegoś nie nauczę, bo praktyka lepsza pleple? Skąd masz tę wiedzę?  I w końcu czy studiujesz tylko po to by zdobyć pracę?
Pamiętajmy, że sama droga to raz, ale to co ją tworzy, otacza, co na niej stoi - ma horrendalne znaczenie.

Ah i te wszystkie złote przykłady, że z marszu Cię łapią i dają w rękę trzy tysiące to często przypadki z serii 'bo to znajomy znajomych znajomy' albo jednostka naprawdę wybitna, pracowita czy tam szczęściem srająca.
No i umówmy się - to nie tak, że studiujesz i od razu masz pracę. Nikt Ci gwarancji nie da, choć ja myślałam inaczej. To tak nie działa, to za mało.
Studia, jak pisałam wcześniej to ciekawa przygoda, rozwój, nowe możliwości, znajomości i jeśli jesteś naprawdę, naprawdę w TYM dobry i zawzięty to znajdziesz pracę. Koniec tematu.

nie wiem co chcę studiować, więc wybiorę na ślepo

Tu na początek kwestia formalna. Proszę przeczytajcie.
Od roku zdaje się 2013 zmieniły się reguły. Studiowanie nie jest już takie słodkie, wybierasz na ślepo socjologię, w rok zmieniasz na psychologię, po dwóch latach łapiesz się filologii i w ostatnim akcie dzikiego buntu idziesz na zajebistą ekonomię. I tak pięć lat, czy tam ile. Nie.
Jak kiedyś tak było, tak teraz zmieniły się przepisy. Każdemu człekowi przysługuje pula punktów ECTS (to takie chujowe rzeczy, które teraz są nieważne, ale potem staną się chujowo-ważne) i jeśli się ją wykorzysta to student MUSI płacić. Nie ma przebacz. Przykład taki, że jeśli X razy z rzędu uwalisz pierwszy rok, to może dojść do sytuacji, że mimo podjęcia studiów dziennych na uczelni publicznej, będziesz zmuszony zapłacić.
Z tym jest tak, że tego nikt nie ogarnia. Dziekani tysz. Ale nie daj się zgubić, wybierz w miarę rozsądnie, a jeśli zrezygnujesz to dopilnuj by Cię powypisywali z przedmiotów typu ogun, w-f itp. Za to lecą punkty, a szkoda ich tracić.
Oczywiście wszystko tyczy się państwowych uczelni.
Podobnie jest z magisterką. Tu na ladę wkracza mój przypadek. Chciałam sobie zacząć nowy kierunek. II równolegle brać nie chciałam, do średniej 4.x-ileś-wchui-dużo mi brakuje, więc płacić bym musiała dosyć sporo. No nie miałam tyle tysięcy na zbyciu. Mój lisi plan był taki: a skończę tą magisterkę i zacznę inną na innej uczelni. Albo tej samej kij z tym. Ale będę po studiach i mogę wybrać coś nowego, świeżego, bezpłatnego...ehem.
Się Pani Puknie. Pani ma pulę żetonów, starczy to Pani na jedną magisterkę, może i pół, a potem to płacić. Nie ma tak dobrze.
To też weźcie pod uwagę, ja o tym nie wiedziałam. Ja tam z swoim przypadkiem jeszcze kombinuje i chyba wyląduje na dziennych, ale to nie o tym tu pocę.

Warto dodać, że dotyczy to osób które zaczynają studia w 2013r. Albo 2012? Nie, 2013. Sorry za mą niewiedze w tym wypadku, ale kij wie. Jakoś tak.

Jak wybierasz na ślepo, to ślepaki schowaj na inną imprezę...Mogą się przydać. Tu spróbuj wybrać coś co Tobie najbliższe, najcieplejsze, poznaj przedmioty które wchodzą w skład planu (I rokiem się nie martw, przeważnie jest beznadziejny), porozmawiaj z ludźmi, który ów kierunek studiują i jeśli o tym mowa to...

chcę iść na tą filologię, kocham ten język, ale mi mówią że pracy nie ma, że lepiej politechnika, że mi źle będzie, że dzieci nie wykarmię, że i nie bo plepleblepleble STOP

Pierwsze - nikt nigdzie Ci nie da gwarancji, że pracę zdobędziesz.
(chyba, że pewne kierunki, ale nie o tym tu)
Drugie - rady weź sobie do serca, przemiel i je odstaw. Na chłodno oceń sytuację, może Twoja mama - lekarz, naprawdę jest ogarnięta życiowo i 'wie co dla Ciebie najlepsze.' Ona w to nie wątpi. Ale Ty tak.
Trzecie - to Ty będziesz studiować. 3 lub 5 lat. Czy tam więcej. TY. To Ty będziesz walczyć z przedmiotami, zdawać egzaminy, stresować się, czytać książki, przebywać godzinami w bibliotece czy przy biurku, TY będziesz coś zaliczać i oblewać. Ty będziesz zdobywać wiedzę, doświadczenie, w Twej głowie będzie rozwijał się plan na przyszłość, w Tobie będą kiełkować marzenia o pracy z dziećmi/zwierzętami/endoskopami. W TOBIE. Widzisz tam gdzieś swoją mamę, tatę, kumpla?
Ja też nie.

Proszę - nie popełnij mojego błędu.

'Żyj tak by nikogo nie błagać o przebaczenie.'

Patrzę na swoje życie i wiem. Wiem. Jestem postrachem wszystkich matek - zawsze przepierdolę w głowach, odzywkami typu "kochasz to? To idź na tą historię. Sraj na medycynę, jak Ty nawet kurczaka nie pokroisz. Nie słuchaj innych, ciocia Marcel ma zawsze rację. Jak nie mam patrz punkt pierwszy. Mówisz, że lubisz. Że kochasz? No widzisz. To zamiataj mi tam, a nie myśl o alternatywie 'gorzej'."

Wiem, że słaby ze mnie kołcz czy jak im tam i że takie farmazony pieprzę, ale wierzcie mi lub nie - nie ma przyjemniejszej rzeczy niż uczyć się tego co się uwielbia, co się kocha, co Cię interesuje. Jarać się tym i nakurwiać jak ta Mysz z Sombrero.
Rynek w Polsce jest przeludniony, jest ciężko, jest kiepsko - tylko, że zależy od czego i jak się wybijasz. Jeśli jesteś dobry w tym co robisz - drzwi są otwarte.
Pewnie nie wierzysz to Ci podam kilka przykładów. Mej znajomej jęczeli, że pedagogika to gówno. A z dziećmi pracuje i codziennie dziękuje, że może z nimi pracować. Ktoś mi mówił, że języki to przereklamowana sprawa. Koleżanka zarabia dobre pieniądze, jest tłumaczem, owszem ma diablo mało czasu dla siebie, ale nie narzeka, jest zadowolona. Moja przyjaciółka będzie lepić kosmetyki w laboratorium - wprawdzie nie wie czy to jej bajka, ale prace będzie zaczynać, wtedy się określi. Mall robi fotki, w agencji. Agencjach. Też zaczynała w liceum od PHOTOGRAPHY-x-zaprasiam. I poszło.
No i ja. Ja to zapierdalać będę za fri, ale mam nadzieję, że moja wyprawa zaowocuje czymś szczególnym - chociażby dla samej mnie i tego co jest we mnie.
Bo niekoniecznie musisz pracować w zawodzie, zawsze, zawsze, możesz coś zmienić.  

'Dzisiaj przyszła mi do głowy pewna myśl - tak jasna i oczywista! W pierwszej chwili wydała mi się wręcz niedorzeczna - wprawiła mnie w oszołomienie i wręcz lekką histerię: - Mogę zrobić absolutnie wszystko i poza mną samą nie istnieje nic, co by mnie powstrzymało.'

Jeśli będziesz szczęśliwym robiąc akurat TO - nie musisz się nikomu z niczego tłumaczyć. (chyba, że wyrywasz torebki starszym, albo trzymasz w lodówce coś o co mógłby być zazdrosny sam Hannibal)
Jesteś rozliczany tylko przed samym sobą z samego siebie.
Jeśli Twoi bliscy zobaczą w Tobie determinację - będą Cię wspierać. No dobrze, powinni. Ale uderzyłam w większość, serio - oni też się przyzwyczają do wyboru i Twych decyzji. Ten pierwszy krok i pierwsze 'nie. Bo to moje życie, me próby i błędy' musi kiedyś nastąpić. Dlaczego nie teraz i nie tutaj?

Piszę o tym jak głupia, z prostego powodu. Wiem, że jeśli utkniesz tam gdzie Ci średnio przyjemnie - to boli. Bardzo boli. A dosyć łatwo można tego uniknąć.

Podsumowując: miej świadomość jak wygląda sytuacja w kraju. I miej świadomość, że zawsze możesz wyjechać. Albo wchodzić oknami, jak Cię nie chcą drzwiami.
Twoi bliscy narzucają Ci wybór? Przekonaj ich albo machnij nań ręką. Poczytaj o danym kierunku, opowiadaj, pokaż i wytłumacz. Tym też wbrew pozorom da się sporo zwojować.
Boisz się czegoś? Czego? To strach przed 'tym brakiem pracy'? Czy przed opinią innych?
Na dobrą sprawę - zakładając, że masz lat 18 czy 19 Ty nawet nie wiesz jak wygląda...rynek pracy. Bo nie wiesz, prawda?
Media się nie liczą i znajomi znajomych kuzynów też nie. Mam to w dupie. Ty jesteś Ty, świat jest Twój i Ty jesteś oddzielnym przypadkiem. 10 znajomych pracy nie znajdzie i podda się po roku, a Ty znajdziesz dla siebie coś zajebistego. Amen.

studia? bo imprezę wyczuwam

Na pierwszym roku to do książek dziecino, a nie o imprezie stękasz. Chcę obalić stereotyp, o chcę!
FANFARY
Ja też myślałam, że to co tydzień studniówka. A tak mi dali popalić, że z glutków nos obcierałam, bo chcę do mamy, bo dużo nauki, bo nie dam rady i nie bu, bo wejściówka, bo kolokwium, bo egzaminy, bo czemu nie dają mi spokoju? ale jak to wyjebali...
Pierwszy rok to selekcja. Dopiero w późniejszych latach możesz sobie pozwolić na ugadanki, dogadanki i inne kręte kocie ścieżki. (Nie pytaj :))
Przeważnie przyjmują sporo osób i połowę wypierdzielają. Norma. Dlatego trzymają się ostro terminów, ustaw, zwolnień, spóźnień, nieobecności...Po prostu trzeba uważać, potkniesz się i możesz polecieć na mordę. Całkiem poważnie, I rok studiów był chyba tym najtrudniejszym w mym życiu.
Nie dajmy się jednak całkiem zwariować, na łeb Ci nic nie spadnie gdy na piwo wyjdziesz, poznasz ludzi, gdzieś się umówicie itp. Broń Bosze, leć i baw się dobrze!
Tylko nie bierz przykładu z tych ziomków z American Pie np., czy tam z Skinsów.
Stop.

(potem już jest z górki, nie wychodzisz na piwo, tylko piwa, i nie wracasz o 00 tylko za dwa dni.
ok żartuje.
ok nie.)

ludzie bez studiów też mają dobrą pracę

znowu o tej pracy. Ja o tym wiem. Ale wiem też, że studia to też całkiem inne doświadczenia. Poza tym, okej, gdybym jarała się fotografią, czy miałabym w sobie duszę gwiazdy rocka (albo taką pod kocykiem), uwielbiałabym malować - stawiałabym np. na kursy. Nie wiem czy są studia w tych specjalizacjach, jeśli są to pewnie drogie. A wiem, że i takowe kursy są cenione przez pracodawców. Mogłabym iść wtedy inną ścieżką, niekoniecznie wybrałabym studia.
Ale mi nie chodzi o to by się licytować. Każdy przypadek jest inny, każdy ma inne możliwości i wybory. Może za granica? Zajebiście, gdybym miała w sobie to co teraz, przed studiami wyjechałabym by podszkolić język. Kursy? A proszę. Studium? If you want.
Droga wolna, ja nic nie potępiam i nie wskazuję co lepsze. Mówię najogólniej, że studia to pomimo łez, bólu, nauki, całkiem zacna sprawa. Spróbować warto, nic nie tracisz, jak się nie spodoba to zrezygnujesz. End of story.

kilka rad dla przyszłych studentów
1) Polecam dbać o terminy, rejestracje na studia, składanie wniosków, papierów etc. Co by nie obudzić się z ręką w nocniku bo często odwrotu nie ma, system się zamyka i do widzenia, za rok zapraszamy.
2) Wiem, że to może być kwestia finansowa - ale radziłabym złożyć papiery na kilka kierunków i miast. Nie wiadomo co i jak wyjdzie - a będziesz mieć sporą pulę wyboru.
3) Ustal jakie studia. Porozmawiaj z rodzicami - czy będą w stanie przez najbliższe 3 lub 5 lat wspierać Cię finansowo? Czy jeśli nie dostaniesz się na wymarzone studia są w stanie pokryć koszty płatności? (np. wieczorowe) Czy chcesz pracować i uczyć się weekendami?
4) Są studia jednolite, choć już rzadko i te z podziałką. Możesz uczyć się 3/3.5 roku i potem z dyplomem inżyniera lub licencjata iść na inne studia magisterskie. Uwaga: w praktyce nie zawsze to działa.
Acz warto mieć świadomość, że możesz zmienić coś jak nie po roku, to po trzech latach na spokojnie i z papierem.
5) Radzę poszukać ekipy z którą mógłbyś zamieszkać. I wziąć na nią poprawkę - to wszystko wychodzi mniej więcej gdy są wyniki rekrutacji. Życie często weryfikuje nasze plany, ludzie również. Warto mieć kogoś z kim mieszkanie będzie należeć do przyjemności, aniżeli kary. Jeśli nie masz znajomych, którzy chcą studiować w tym samym mieście - nie martw się nic, pokój dla studenta zawsze się znajdzie. Albo akademik.
6) Jeśliś towarzyski to porozglądaj się za integracjami, wydziały często to organizują. Taka duża impreza, w jakieś proste miejsce, z dużą ilością alkoholu i pierwszakami. Kogoś zawsze poznasz.
7) Spędź te wakacje zajebiście. Najdłuższe. Wykorzystaj!
8) Ah i studenckie zniżki są potęęężnym plusem. Tak na marginesie.

kończ już

No to tak sama ja. Chyba tak zrobię, właśnie mam 'przed-sesję' więc zabrałam się za pisanie. Zawsze mam wyczucie czasu. Niby nic mi nie ucieknie, ale...


Wracając - jeśli mielibyście jakieś pytania, chętnie odpowiem. Każde jedno, jeśli tylko będę w stanie. Jeśli coś Cię interesuje - pytaj, mogę też posłużyć się mym znajomym co by też coś dodał od siebie.

Bloga ruszyłam dla samej siebie, zawsze lubiłam samej sobie coś opowiadać. Efektem są moje wcześniejsze posty, aż się boję ich czytać gr. OK. Próbujemy.

A Wam życzę dobrej nocy. I powodzenia.


wtorek, 26 marca 2013

11.

'Widzę tylko ogień,
robiąc kilka kroków,
mogę zagubić się w mroku,
nie mam już odwagi
spojrzeć niebu w oczy,
widzę tylko ogień,
który mnie zamroczy.'

Nigdy nie umiałam zaczynać.
Niczego.
Listów, wierszy, rozmów, nauki, nie umiałam też wskrzeszać uczuć.


Od dłuższego czasu tańczyłam na krawędzi, od wielu lat balansowałam, co jakiś czas robiąc krok w przód by zaraz potem zrobić trzy w tył.
I stało się to co było nieuniknione, wylądowałam w czeluści, w czymś ciemnym, odległym, w przepaści w której nie widzę nawet swych dłoni.

Jestem na etapie przyswajania i prób zrozumienia.
Nie wiem nawet czy uda mi się wygrzebać z tego co nagromadziłam przez tyle lat, czy uda mi się uporządkować cały syf, syf w sobie i naokoło.

Ach, ale przecież nic nie zmienia faktu, że nie, nie umiem zaczynać.
Uwielbiam za to kończyć, spalać i przecinać nici.
To wychodzi mi zaskakująco dobrze. Ale mój wewnętrzny kot nie daje skończyć mi swojej bajki.
Jeszcze nie teraz.
Dlatego piszę, piszę i stawiam smutne słowa, tworzę smutne zdania, tylko po to by wyrzygać małą część siebie.
Ale chcę tu wrócić.
Machnąć ogonem i zagrzać miejsce.

Nie umiałam wybrać tematu by o czymś pisać, jednak zdecydowałam, że (udało mi się nawet zdobyć odpowiednią literaturę) skupię się na temacie, który mnie interesuje czyli mitologii.
Przez święta zbiorę wszystko do kupy i stworzę mały post, zbiór o Mitologii Czarnej Afryki.
Jeśli czas mi pozwoli zbiorę i umieszczę większe informację o Mitologii Chińskiej.
To będzie moja mała rekonwalescencja, samej siebie. Tego by zrobić coś co lubię, co chciałabym zrobić, ale nigdy nie mogę się zebrać, rozlaną mnie zbierze do kupy owa obietnica.
Że po prostu to zrobię, wierzę w to.

Nigdy nie potrafiłam pisać 'dla kogoś' i 'pod kogoś' nie oczekuję też że ktoś to przeczyta - piszę to dla rozczochranej siebie, obiecuję coś sama sobie i jednej osobie.
Że zawalczę o to by rozwinąć małą część, chociaż na moment zastąpię pustkę.

Wracam do pisania swej pracy.









I próbuję obiecać coś temu Panu.

Pięknej nocy.





piątek, 2 listopada 2012

10. Szaleństwo



    Do napisania czegokolwiek zbierałam się długo, kopa dała mi Zizu, acz jeszcze długi czas musiał i musi minąć aż zbiorę się sama w sobie.
Chciałabym skupić się choć raz na sobie, zaczyna się kawałek mojej ucieczki. Dużej i silnej.
Od roku nie miałam w ustach papierosa a w tym momencie nie marzę o niczym innym.
Otwieram szufladę i znajduję jednego Malboro. Fu.

Ostatnio spacerując i podziwiając błękit nieba, ten błękit i cud, przygryzając wargę i czując smak krwi, złapałam się na dwóch pragnieniach.
Zachciało mi się dużego kubka ohydnie słabej kawy z Uniwersyteckiego automatu i drugie;
Zapragnęłam napisać, napisać o czymś pięknym, dla wielu nieznanym i tak mylonym – o szaleńcach, o szalonych pełnych pasji ludziach.


'Enlarging your world
Mad world.' 

~*~


Szaleńcy i szaleństwo.
Zacznijmy od tego, że nawet boję się spytać co dla Was, lub dla większości ludzi jest szalone…
Acz w porządku, domyślam się, posłyszane mniej więcej poszarpane zdania typu;
„ zachlanie mordy na imprezie, bieganie nago i tańczenie na stole” , „zarzyganie się i poderwanie Franka”, „wyjazd na Karaiby” , „ja w kuchni to szaleństwo hihi” „no ktoś taki kto widzi więcej i jest w psychiatryku” , „no ogólnie ktoś głupi”, „ale o so chodzi?” i moje ukochane„nie wiem”.

Nie.
Szaleństwo nijak ma się do stanu upojenia alkoholowego, spontanicznych rzeczy, czy ludzi którzy są szaleni myśląc, że pomalują swą mordę na różowo.
Szaleństwo jest atrybutem piękna, lekko pijanego, silnego, pełnego, pragnącego, przepełnionego pasją i siłą.
Może nigdy nie widzieliście. Może nigdy nie poczuliście. Nie jest to wstydem, zapewniam, że każdy z Was ma w sobie coś z szaleńca, może stać się nim w każdej chwili.
Głupotą jednak będzie mylenie wszystkich tych pojęć i nadużywanie. Poza tym wygłaszając monolog typu; żeście w chui szaleni, tylko się błaźnicie. Najcudowniejsza jest skromność szaleńca i Jego spojrzenie poplątane z uśmiechem.

     I to nie takie trudne. Bowiem;

szaleńcy to jokery w talii kart.





Może Nim być każdy. Dosłownie każdy, możesz go mijać na ulicy, w czarnym garniturze, rozciągniętej koszuli, przepranym swetrze czy letniej sukience. Może mieć różne maski, powłoki, czasem nawet nie wie o swym istnieniu. Paradoks prawda?
Ale tacy są ludzie – nie wiedzą na co ich stać, nie wiedzą co i jak mogą zrobić. Kiedy chcą, kiedy potrzebują, kiedy walczą, marzą i upadają. To, że coś trzymasz w klatce, wcale nie znaczy, iż tego nie wypuścisz.
Utarło się, że szaleńcy robią coś „innego” niż wszyscy, niezgodnego z kanonem społecznym, moralnym - jakimkolwiek. Że mają wszelakie konsekwencje w dupie, bo przecież ważne jest to czego pragną i…
Stop.
Dlaczego mówię, że każdy z Nas może być szaleńcem? Są dwie sprawy ; pierwsza – zwykły subiektywizm, bowiem dla każdego co innego. I druga – nie ma czegoś takiego jak Wy, jak masa, jak społeczeństwo, dobre i złe zachowania, powinno się i nie powinno. I tak dalej. Tego nie ma to WY to narzuciliście. Rozumiecie? Pomyślmy teraz gdyby to zrzucić, zrzucić z siebie te szaty.
Jesteście nadzy i możecie, och możecie wszystko.

   Szaleńcem jesteś wtedy gdy Twoje pragnienia, chęć i siła przysłoni wszystko inne. Gdy zrobisz coś, o czym marzyłeś, śniłeś, coś do Ciebie całkiem niepodobnego – zrobisz to z chorym uśmiechem na ustach.
Dasz upust swej woli i znajdziesz to – to za co walczysz, za co kochasz, za co umierasz i marzysz – staniesz w pełnej gotowości by to uzyskać, obronić. Nawet mimo druzgocącej porażki.

Dlatego i na przykład – szaleńcem jest Joker. Bez wątpienia każdy rzuci w jego stronę, nie dziwne.
Nie ma nic piękniejszego niż spojrzenie i śmiech Jokera, Jego oszalały taniec czy realizacja planów, ciągnąca za sobą morze śmierdzących trupów – nawet wtedy gdy główny super-bohater przecina jego plany jak zwykłą nitkę.

(…)sza­leństwo, praw­dzi­we sza­leństwo zdol­ne jest prze­bić pięścią mur. 

Każdy zna szaleńca. Takiego co by oddał życie za swoje ja, za swą miłość, ideały, za cokolwiek – dla pierwszego zwykłego przechodnia nic istotnego.
Szaleńcem jest ten który w każdej sytuacji odnajdzie swój mały świat.
Kto zamiast płakać zacznie tańczyć, zamiast martwić się śmiać, zamiast kochać – odejdzie.

Nietzsche powiedział, że czasem dochodzimy do momentu, w którym robi się tak źle, że można uczynić tylko jedno z dwojga - śmiać się albo oszaleć. Dzisiaj trzecią możliwością jest taniec.
  

Bo w tańcu jest szaleństwo, jak go namalujesz? Jakie nadasz mu barwy?

   I kiedy patrzę w noc, w gwiazdy, w Niego, w cudowne niebo, zawsze wtedy czuję się nikim innym jak właśnie …tak, Nim.

A może odwrotnie? A może wszystko zmienisz, wykręcisz o 180 stopni, uciekniesz, rzucisz, przemienisz mrok w jasność?
Pójdziesz inną ścieżką niż tłum, niż Ci którzy wymagają od Ciebie tego i tego.
Zaskoczenie. To bliskie duszy szaleńca.
Zatracenie się w sobie, jak wspomniałam w czymkolwiek – człowieku, każdy z Nas chociaż raz staje się szaleńcem. To zbieranina emocji, silnych uczuć, mieszanka wybuchowa.
To odrodzenie się i spojrzenie na świat pod całkiem innym kątem. Sen.
Szaleństwo ma metodę, ma rozum, geniusz, Twój umysł – który postrzega świat tak jak tylko zechcesz. Niby dlaczego Alicja była szalona? I mój ukochany kot z Cheshire?
Podążanie za swoim białym własnym królikiem. To jest kwintesencja.
Nawet gdy wpadniesz do pustej nory, do smutnej nory, kiedy nic z tego nie wyjdzie. 
To na tym etapie nie ma znaczenia.

`-But I don't want to go among mad people,' Alice remarked.
`-Oh, you can't help that,' said the Cat: `-we're all mad here. I'm mad. You're mad.'
`-How do you know I'm mad?' said Alice.
`Y-ou must be,' said the Cat, `-or you wouldn't have come here.'
Alice didn't think that proved it at all; however, she went on `-And how do you know that you're mad?'
`-To begin with,' said the Cat, `a dog's not mad. You grant that?'
`-I suppose so,' said Alice.
`-Well, then,' the Cat went on, `you see, a dog growls when it's angry, and wags its tail when it's pleased. Now I growl when I'm pleased, and wag my tail when I'm angry.
Therefore I'm mad.'





A może szalone są Twoje nieprzespane noce? Przeczytane Książki? Noc spędzona na balkonie? Szukanie czerwonej róży dla ukochanej osoby? Seks na plaży? Miłość? Pływanie nago? Codzienne wstawanie o 5?
Proszę bardzo. Jeśli w tym jest magia, wszystko może być szalone.

W miłości jest zawsze trochę szaleństwa. Ale zawsze też w szaleństwie jest trochę rozumu.

Mówią, że połowa szaleńców jest w zakładach i szpitalach, a druga połowa chodzi po Ziemi.
Nie ma nic negatywnego w tym słowie, zależy jaki wydźwięk mu nadasz. Jeśli jesteś szczery w stosunku do siebie, a może inaczej.
Gdyby każdy był szczery, potężnie i silnie szczery – świat by topniał od szaleńców. Co by to było!
Ale my się boimy. 



   Nie dla mnie codzienne potupajki i śmiechy codziennej imprezy gdzie towarzyska małpka zarzeka się o swym zwariowanym usposobieniu.
Kocham Lestata, kocham kota, kocham Mickey'a i tych wszystkich pozornie cichych, bijącym pasją, siłą, szaleństwem w gestach, czynach i spojrzeniu, celujących w Księżyc, codziennie między gwiazdami.

  (...) bo dla mnie prawdziwymi ludźmi są szaleńcy ogarnięci szałem życia, szałem rozmowy, chęcią zbawienia, pragnący wszystkiego naraz, ci, co nigdy nie ziewają, nie plotą banałów, ale płoną, płoną, płoną, jak bajeczne race eksplodujące niczym pająki na tle gwiazd, aż nagle strzela niebieskie jądro i tłum krzyczy „Oooo!”




sobota, 22 września 2012

9. Egoizm




                                                                                 ~*~

' Egoista - ten który więcej dba o siebie niż o mnie.'

Jak to mawiał Papa Tuwim.


Witam Was.
Szczerze powiedziawszy zbieram się do tego od dłuższego czasu, ale czekałam na moment odpowiedni – taki który wypierze mnie doszczętnie, w którym pogryzę wargę i będę w stanie napisać ‘coś’ obiektywnie.
Bo egoizm jest subiektywny.
Hej, od początku.

Od najmłodszych lat wmawia się Nam, że wszyscy ludzie to egoiści. Wszyscy czyli my też.
Może na początku nie generalizujemy, może na początku wszystko jest możliwe, może i nie chcemy w to wierzyć. Ale.
Ludzki egoizm jest fascynujący, wszystko co tak silne, pełne żądzy, chore, ciężkie – mimo wszystko jest fascynujące. Najbardziej jednak dziwi, o tak, do tej pory mnie dziwi egoizm wśród ludzi którzy się kochają, lub których łączy uczucie wyższych lotów.
    Widzicie Moi Drodzy większość Waszych znajomości skąpana jest w egoizmie.  W ludziach którzy czerpią z Was korzyści, (nie)widocznie wykorzystują, delikatnie zamykają w klatkach iluzji, traktują Wasze dobro jako swoje – i odwrotnie, nawet mimo głębszego uczucia względem Was – są wobec Was i siebie samych egoistami. Może to kwestia instynktu, samo przetrwania. Może nie umiecie żyć inaczej.
Uwielbiam chór krzyczący „oczywiście że są egoiści, ale ja nim nie jestem. Nie. Nie jestem.”
Wzruszam ramionami, ale do jasnej cholery miej chociaż świadomość, że Nim jesteś.
Boli Cię to słowo, które przez społeczeństwo naładowane jest negatywnymi emocjami – wiedz, że szansa iż dbasz o coś więcej niż o swój interes, o czyjeś dobro jest znikoma. Lub pozorna.
   Twa bezinteresowność  ma dno usłane w szatach egoizmu, w szatach, może nie szmatach. Ale ma.
Wystarczy spokojnie siąść, zapalić fajkę i patrzeć. Spokojnie. Obserwować. To czego nie umiecie robić.

To instynkt samozachowawczy, tak jak mają go zwierzęta, tak i ludzie. Nie jesteście lepsi od zwierząt, po prostu cwańsi. Nie, nie obrażam nikogo. Jest kilka typów egoistów, przypadki często za egoizm nie odbierane.

Pytacie kogoś byle tylko móc opowiedzieć o sobie, mieć przyjemność z wyrzucenia fury emocji do kogoś innego, pytacie, jednym kątem czytając lub słuchając wypowiedzi, drugim kątem umysłu modląc się by osoba przestała pierdolić lub by zwyczajnie zapytała ‘no dobrze u mnie tyle, a co u Ciebie?’ No dobrze, nie wszyscy mają tę świadomość, niektórzy po prostu wzruszają ramionami i tylko czekają na swoją kolej. Puste emocje. Uwielbiają mówić o sobie, w zaufaniu lub nie, uwielbiają słuchać rad, ładnych słów, bo dotyczą ich, ich rzeczy, problemów.

Lubią jak ktoś się nimi opiekuje. Porozrzucają stertę zabawek dookoła, latając w kółko z uśmiechniętą mordą i patrząc jak ktoś posprząta. Jak ktoś zaklei plasterkiem kuku, da jeść, dupę podetrze, tylko potem by znów rozpocząć zabawę swymi laleczkami. Bo przecież Nim się opiekujesz – bo przecież się należy, bo wypada, bo opieka, bo ‘kochasz’. Dajesz się ruchać w dupę często nieświadomie. Kolejny przykład ciekawych ludzi.
Egoiści często nie chcą, nie chcą nawet próbować ułożyć własnego życia. Żerują na kimś, bo wybaczcie – tak jest wygodniej. Milej. Cieplej. Egoizmem jest oddawania siebie w życie innych – wiedząc, że dokładnie ta osoba będzie Cię kształtować. Ona ma coś innego w dłoniach, a Ty tylko dokładasz siebie. Cienka jest granica między egoizmem a pomocą.
Egoista dba o swoje – więc widzisz człowieku, nawet jeśli JEGO życie jest w Twoich dłoniach i tak będzie wymagał, zabierał i pożytkował na swoje.

Wykorzystywanie, och gdyby tak za każde owe mieli dawać w dupę, nie mogłam teraz siedzieć.
Najgorsze jest to, takie dziwne małe coś – przez Twoich bliskich. Przez osoby bliskie Twemu sercu, które mimo wszystko zawsze wybiorą siebie, swe zachcianki, zmusi ich do tego ‘sytuacja finansowa’, albo inna pizdy warta, zmusi ich ktoś, coś.
Zawsze jest coś. Delikatnie oszukają, nagną tu i ówdzie.

Patrząc na mnie – od mego wczesnego dzieciństwa, byłam bardzo wrażliwym, uczuciowym dzieckiem, co czułam często mówiłam, nie umiałam, ba nawet nie chciałam wykorzystywać ludzi, brzydziłam się każdym kto rozprawiał o samym sobie zapominając o innych. Wiesz, myślałam, że jeśli ja będę dla ludzi dobra to – to do mnie wróci, że ludzie będą dla mnie tacy sami. Dobro za dobro.
A w pewnym słodkim momencie niczego nie oczekiwałam. Nawet mój ‘sumienny egoizm’ się starł, robiłam bo tak chciałam, bo hej – czułam, nie oczekując niczego. Tak. Chyba tak kiedyś było.
Mój malutki altruizm sięgał jebanego nieba, chodząc, oddając komuś zrobione prace – no hej, chciałam by ktoś miał, by się czegoś nauczył. Przecież skoro mam – mogę się podzielić czyż nie?
Poświęciłam wieczór na pomoc by ktoś coś miał, zrobił, pożyczyłam coś, multum głupich dziecięcych przykładów. I naprawdę uśmiech danej osoby mi wtedy wystarczał. To był również egoizm, ale o tym nie teraz.

Nigdy nie zapomnę tego jak stałam przed klasą, odpowiadając, nigdy nie zapomnę komentarzy ludzi którym moje prace – jak wtedy myślałam pomogły najwięcej. Nie zapomnę ich słów, że wszystko robi mi moja matka a prace pewnie kupuje i sprzedaje na śmietniku. To, że dostałam niższą ocenę, nie miało znaczenia, bowiem w moim umyśle kiełkowało „dlaczego oni?”
Potem prawie dostałam w ryj bo ktoś coś komuś przekazał - masa durnych przykładów.
Podsumowując – tak, ludzie uwielbiali mnie kiedy byłam gorsza. Deptanie po kimś jest dla większości bardzo przyjemne. Zniszczyło mnie to czym się brzydziłam.
Ale do meritum, do meritum.

Jeśli zatrzymujesz osobę którą kochasz, lub darzysz większym uczuciem – tak, jesteś egoistą.
Chcesz by ktoś był przy Tobie, bo zwyczajnie Ci dobrze, miło i wygodnie. Nie myślisz, że ktoś chce uciec, odejść, lub odejść do kogo innego. Nie pozwala mały skurwysyn siedzący w środku i chomikujący wszystko co ‘Twoje’. Nawet jeśli wiesz, że ktoś odchodzi i popełnia błąd, CZŁOWIEKU proszę zrozum – tak ma być, zostaw, puść. On/ Ona ma popełnić ten błąd. Może ją zniszczyć, powalić, ale do jasnej cholery, daj godnie jej upaść, wyszoruj swoje ego, daj szansę na naukę, daj szansę na nauczkę. Może jeszcze ta prawda do Ciebie nie dotarła – nawet największy przyjaciel pozwala czasem upaść.

Utrzymywanie kontaktu byle tylko  - tak, jesteś egoistą.
Wiem, fajnie czasem mieć kogoś kto jest tu i tam, może Ci pomóc, ma znajomość, uroczą dupę – cokolwiek, naprawdę myślisz, że nie widać? Mimo, iż kogoś nie lubisz, nie szanujesz etc. , ale usilnie starasz się go niewidoczne wykorzystać, pozornie utrzymując kontakt – przykro mi.
Uwielbiam ludzi z którymi mogę nie widzieć się rok, nie gadać przez X czasu, ale jeśli potrzebuję, lub oni potrzebują mnie – wiem, że zawsze, nieistotne ile się do siebie nie odzywamy, ile nie rozmawiamy, wiem, że mogę się odezwać o coś poprosić, a ma prośba zostanie spełniona.
I odwrotnie. Tak to działa, to pasuje, dopełnia się, działa zasada – coś – za coś, mam ochotę robię to, potrzebuję – również, ale nie silę się na sztuczne kontakty które mają mi ratować dupę za każdym razem. Pomoc.
Może i dla Ciebie to jest egoizmem. Cóż, masz do tego prawo.


Żądasz od innych tego by żyli według Ciebie, by się do Ciebie dostosowali, żądasz, manipulujesz, ach ta Wasza manipulacja by ktoś wręcz oddał i pomógł Wam w wszystkim – oddając ostatnie grosze, oddając swoje JA – tak, jesteś egoistą.

Trzymanie kogoś na siłę przy życiu – hej kochanie, tak jesteś egoistą.
I po stokroć przypadków.

Tak, tak wiemy, ludzie są egoistami. Może i nie ma nic w tym złego, przecież każdy ma prawo, dbać o siebie, czuć się szczęśliwy, być lub dążyć do własnego spełnienia i szczęścia.
Tylko dlaczego – kosztem bliskich?
Może to kwestia wieku, XXI wieku, który jest dżunglą, który tego wymaga.
Tak jak i zabito kilka lat temu mnie – moją wrażliwość, tak ludzi zabija się codziennie. I oni wiedzą, wiedzą, że skoro inny jest właśnie TAKI to hej czemu nie ja? Wszystko się z sobą przeplata.
Smród trupów, taniec po cudzych ciałach, coraz bliżej celu, odór zwycięstwa – kosztem wszystkiego.
Ach, pięknie.

To nie tak, że nie jestem egoistą – widzicie, bowiem dla Was mogę nim być.
Dla siebie samej nie całkiem, bo inaczej mogę postrzegać różne zachowania. Ale chciałam coś głupio uogólnić. 

Wiem kiedy mogę sobie pozwolić na egoizm – wiem, kiedy mogę COŚ spłacić.
Wiem, że nikt nie ucierpi. A jeśli nawet to przez swój egoizm.
Wiem, że nikt nigdy mnie nie zatrzyma, że odchodzę i czyż dlatego jestem egoistą? Bo kogoś opuszczam?
Bo wybieram swą ścieżkę, cel, idę ku swemu ?
Na tych moich ścieżynkach – staram się unikać ludzi. Nie mam satysfakcji iż kogoś wykorzystam, iż przy każdej znajomości chcę czerpać korzyść. Nie.
Patrzeć tam gdzie i dokąd idę jednocześnie spełniając siebie.
Naprawdę myślicie że wykorzystanie czy manipulacja to ‘trudna i nadludzka sprawa’?
Proszę. Bez tych fanaberii. 

Właśnie kiedy te znajomości najbardziej bolą, kiedy są… puste, wybrakowane, ale ciągle przy nich trwasz. Egoizmem będzie trwać przy nich, z czystego ‘to wypada’ czy zwyczajne zajęcie się swym dobrem – czyli sobą, czyli również egoizm.
Ludzie stworzyli takie granice, które i tak prowadzą Was w gówno.
One nie mają prawa bytu. Tak jak i chory egoizm w Waszych sercach, który wręcz przez Was wypływa. A z którego nie zdajecie sobie sprawy. Czasem po prostu usiądźcie, pomyślcie i uwierzcie mi są rzeczy które można wypośrodkować.









                                                                              ~*~

 'Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
nikt mi żaden nie mówi - bądź pozdrowiony
bądź na śniadaniu tako na wieczerzy
a sen niech cię ma między tym a tamtym

Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie wita
a pracowałem ciężko nad szukaniem
nad wyszukaniem tych bram nieśmiertelnych
tych bram zatraconych poszukując

Przebyłem noc właśnie i nikt mnie nie spyta
nikt mnie żaden nie spyta - jak ci się szło
jak też ci się szło przez czarne listowie

Przebyłem noc mówię i jestem zmęczony
nie odwiedził mnie faun ani anioł stróż
ani też najmniejszy robaczek świetlisty.'

środa, 27 czerwca 2012

8. Rodzinny szok.



                                    

 Policzek ląduje na kolanie.
Obok mnie stygnąca herbata, postawiona na książce Pana Barker'a.
Z telefonu miga kot z Cheshire.
Dziś noc jest piękna. Będzie piękna.

Uparcie wzdycham i czuję silne zmęczenie. Jak zawsze. I jak zawsze muszę walczyć.
Tak jak odchodzić.

                                                                             ~*~

Piłyśmy razem herbatę. Siedziała cicho i wyszeptała;
- Em... czy powód... czy zawsze musi być powód?
Podniosłam wzrok.
- To tylko ułatwienie. Poza tym to ciąg. Zależy czego chcesz.
- Nie uważasz, że to trochę niesprawiedliwe?
- Wiesz co teraz powiem.
- Że nie ma sprawiedliwości?
- Lubię to, że czasem nie potrzebujemy słów.
Zatapiam się w herbacie.
- Ależ. Niesprawiedliwe jest to, że nie mamy wyboru wiesz? Że rodzimy się w Naszych rodzinach, z góry przydzieleni. A Nas, dokładnie Nas, mnie, Ciebie, Anię spod dwójki kształtuje rodzina, wychowanie, wpojone zasady, dom. Jesteśmy czystą kartką na której kreślą Nasi rodzice. Często cholernie brzydkie znaki. To niesprawiedliwe. Ukształtowana Nas rodzina. Czy tego chcemy czy nie.

I o tym chciałam napisać.
Wtedy bliska mi osoba siedząca przy moim boku - miała rację jednocześnie jej nie mając.
Nie ma tu mowy o "dobrych" czy "złych" rodzicach. To w tym momencie nie ma znaczenia.
Bo to na "kogo" trafisz przesądza. To loteria - tak uważasz? Przeznaczenie, los, ktoś układa swoje figury. Tylko to od Ciebie zależy czy będziesz pionkiem, konikiem czy hetmanem.
Rodzina Nas kształtuje. Tworzy. Każdy głupi to powie i zgodzić się z nim należy.
To dzięki swojej rodzinie poznałam, posiadłam, zniszczyłam to co dotychczas.
Nigdy nie chciałam być jak moja rodzina, choć bardzo ich kochałam. Do tej pory.
Pamiętam kilka silnych lekcji, pamiętam tony słów pięknych i jedno cięte jak brzytwa, które przez lata gniło w mojej duszy. Nieistotny jest kilogram dobra, ważny jest gram zła prawda?
To, że Twoja matka codziennie Ci powtarzała jaki jesteś wspaniały. A pewnego popołudnia wykrzyczała, że Cię nienawidzi, że jesteś bezużyteczny.
Spadek.
Poczucia siebie, ach.
Wpojone wartości, to co trzeba, to co nie trzeba. Tak naprawdę to przykre. Przykre jest to, że ktoś Was krzywdzi nie zdając sobie z tego sprawy. Głupotą. Ależ nie- nie chcę obrazić Twojej matki.
Zrozum mnie. Miłość idzie w parze z innymi uczuciami.
Musisz wiedzieć, że możesz z sobą zrobić wszystko. Dostałeś szkołę życia, dostałeś w mordę, dostałeś też najczystszą miłość. I teraz zamiast brnąć w to dalej, stój i zastanów się. 

"Wiesz co jest największą tragedią tego świata? Ludzie, którzy nigdy nie odkryli, co naprawdę chcą robić i do czego mają zdolności. Synowie, którzy zostają kowalami, bo ich ojcowie byli kowalami. Ludzie, którzy mogliby fantastycznie grać na flecie, ale starzeją się i umierają, nie widząc żadnego instrumentu muzycznego, więc zostają oraczami. Ludzie obdarzeni talentem, którego nigdy nie poznają. A może nawet nie rodzą się w czasie, w którym mogliby go odkryć.”

Nie ma nic złego w matce która wmawia swojemu synkowi, że jest idealny. Piękny. Najcudowniejszy.
Ale w matce która rzuca, że jest życiowym niedorajdą, idiotą - widzimy rysę.
Lepiej to pierwsze, myślą. Po co dziecko ma się bać, po co mu zaniżona wartość?
Ach. Przez wiele lat też tak myślałam. Byłam stworzeniem tak zakompleksionym, uważającym, że kompletnie nic mi się nie należy. Nic dobrego nie trafi, bo jestem niczym. Tylko, że jestem tak bardzo niczym, że aż kimś.
To co mi zafundowano - było szkołą życia. Sama musiała wyjść z gówna, sama musiałam... poradzić sobie z swoją psychiką. Wybrać.
Nie jestem zadufana - nigdy nie będę, jestem pełna pokory. Wpływ pośredni mieli na mnie rodzice, ale to ja wybrałam. Rozumiesz? Mogę zrobić wszystko, chociaż moja karta była już nakreślona i było trudniej.
Wpojono mi też siłę nauki. Po prostu się ucz. Idź na studia, kształć się, zdobywaj świat, pieniądze są ważne, nauka i kariera też. Byłam bardzo przekornym dzieckiem, ale mimo to patrzyłam na to bystrym okiem. Mimo, że nie lubiłam się uczyć, potrafiłam znaleźć momenty by to zrobić. Też się zatrzymałam, powiedziałam stop. Wiem, że człowiek niewykształcony może być inteligentny. Ale moja droga potrzebowała wiedzy. Potrzebuje. Studia? Miałam możliwość, więc wskoczyłam, to była nowość, zmiana - a je mimo trudu lubię. Czuję na sobie "oko matczyne" przejmujące się "moją karierą". Z tym, że ja już nie przejmuję się czyimś przejmowaniem.
Nigdy nie było tak, że byłam sama - zewsząd otaczały mnie zwierzęta. Mój ojciec nigdy nie wygonił mnie z przyniesioną przybłędą, brudnym kotem czy chudym psem - wiedziałam, że zawsze znajdę w nim oparcie. Nie wyrzucał mnie z psiej budy i nie budził kiedy spałam z psem na łóżku lub nie reagował kiedy kucałam przed kotem. Oddając mu cześć. Lub robiąc pogrzeby. Patrząc na śmierć. Rozumiał i pogłębiał moją miłość. Mam ją do dziś.
Bo wybrałam. Chciałam.
Nie muszę ryczeć, że mi każą chodzić do Kościoła i grać ateistę. Rozumieją. Już.
Wbici są w schematy. I nie chcą z nich wyjść. Ja wyszłam, pieprząc ich myślenie często niestety - typowego Polaka. Po prostu schematy.
"- pójdziesz ze mną do Kościoła?
pyta mnie Młody gotując wodę.
- nie.
- Bezbożnico. Nie wierzysz?
- wierzę.
- w co? Jaka religia?
tłumaczę.
- nie rozumiem, odpowiada mi zrezygnowany po czym rzecze "że niby stworzyłaś swego Boga? Przecież go nie ma. Musisz należeć do czegoś, tam jest Bóg. Buddyzm? Judaizm? Stworzyłaś nową religię?"
Ach głuptasie myślę. Lekko się uśmiecham. Każda religia jest taka sama. Tak jak i Bóg który jest wszędzie.
Robię sobie herbatę i znikam w pokoju.
- miałam dziś koszmar - mruczę ledwo żywa z kubkiem kawy.
- jaki?
- byłam w ciąży. Bliźniaczej. I w dodatku nie strzeliłam sobie w łeb. I płakałam. Chodziłam i płakałam. Z rozpaczy. W łazience. Pamiętam, że siedziałam w łazience i koszmarnie drapałam brzuch, wiesz z nienawiści.
- uważam, że jesteś chora i i tak dorobisz się kiedyś dzieci.
Tym razem po prostu dopijam kawę.

Och rzucam tu samymi "negatywnymi przykładami". Nie, bo wszędzie są te ciepłe momenty. Dużo.
Zawsze miałam wybór i nigdy nie mogłam uciec. Uczyli mnie. Do jakiegoś momentu życia tak i Ciebie Drogi Człowieku rodzice mnie uczyli i kształtowali. Tworząc coś.
Dopychając do muru.
I jest moment w życiu z którego każdy powinien zdać sobie sprawę. Że strzepujesz okruszki i od muru się odbijasz. Możesz wrócić tą samą drogą i możesz go przeskoczyć.
I tworzyć siebie. Z tym bagażem którym masz - zmieniać to, przekonywać, kształcić.
Dostałeś 100 razy w dupę? Wiesz co z tym zrobisz. Zmieniaj poglądy. Co w tym złego?
Bardzo współczuje ludziom zabitym w niewidzialny kajdan, gaszonym przy każdym "ale uważam..." "ale chciałbym..."
Nigdy nie chciałam być jak moi rodzice. Nie chciałabym być nerwowa, moi znajomi nie znają osoby spokojniejszej ode mnie choć kurwami śmiem rzucać często.
Nigdy nie liczyła się dla mnie opinia innych, bo po jakimś- czasie umiałam się w nich wpasować. Uwielbiałam robić na przekór, przy "Pani nie powinna" oczy mi błyszczą. Cóż. I tak nie zrobię czegoś co by mnie kosztowało tego czego bym nie chciała.
Moje wartości i wartości mojej rodziny są pomieszane. Inne piramidy. Inne.
Mimo miłości, bo prawdziwa miłość daje wolność, wybór i ból.
Lepili Cię przez X czasu a potem wypuszczają. Muszą. Albo się zerwiesz, albo sami to zrobią. Albo jest Ci wygodnie w mentalnym kurwidołku. Ach, wiesz - masz cholernie tyle wyborów. Czy to nie pięknie?
Tyle pól walk. Stawić czoła demonom z przeszłości.
To już Cię upoważnia do przejścia przez swoje człowieczeństwo Cny Człowieku.

Rozmawiamy z sobą jeszcze długo.
Dochodzimy do sedna i je omijamy. Śmieję się. Ona też. Mimo bólu.
"Spójrz kim teraz jesteśmy."
Nawijam dreda na palec.
"Najbardziej w sobie lubię zrozumienie, wiesz?"
Ona się do mnie uśmiecha. "To zrozumienie."
Bo tego nauczyłam się sama. Zrozumiałam.
Przez to co stworzyli w połowie moi rodzice. I los.

Jesteśmy w stosunku do siebie szczerzy. Chyba, że pasuje Nam co innego.
Wiem, że moja rodzina zawsze będzie przy mnie.
Pamiętam słowa "oddałem Ci serce" pamiętam słowa "zrobię dla Ciebie wszystko. Wszystko."
Najciekawsze jest to, że jest to idealną prawdą.
Bo w tej miłości, Twoje przeobrażenie jest najważniejsze.
 I nie. Nie musisz ranić. Musisz zrobić to tak umiejętnie by Cię zrozumiano. Lub zaakceptowano.
Ucz się.







                                                                            ~*~

sobota, 26 maja 2012

7. Oh Lord,why the angels fall first?

~*~

Nie wiem na co czekam.
Czasem myślę, że na nic i to lekko smutne.
Nie czekałam na nic dotychczas.

I skoczyłam nie patrząc w co.

Dlaczego mnie to nie przeraża?

Teraz to całkiem coś nowego. Wiesz ~
Coś zaplanowane. Plan. Wizja. Chęć. Nowość.


Pierwszy raz, a może drugi  moja przyszłość mnie cieszy.
I teraz wszystko zależy ode mnie,
Od tego stworzenia siedzącego na krowim kocu
Z potarganą i mokrą grzywą
Wpatrującymi się z tęsknotą w okno, w te ciemne niebo szukając
Chyba tylko to mnie przeraża,
że mogę wszystko wypuścić z rąk,
dużych, silnych, ale niezdarnych rąk.
'Co zrobisz teraz  kochanie?' pyta mnie niebieskookie stworzenie
o którym dawno nie słyszałam, dawno go nie czułam
"nie potrzebowałaś mnie" - wzrusza ramionami.

Jaźń.

 Wiesz, chcę spróbować.

~*~

A wiesz, zabawne jest to, że wtedy kiedy ktoś odchodzi, sam z swego wyboru
wszyscy wszystko zauważają
mijam ich, widzę na ich twarzach ból, rozczarowanie, nędzne pytanie;
'jak On mógł?'
Mógł.
Pełnia śmierci, życia, Ty trzymasz swoje kostki.
Denne analizy są na nic kochanie.
"czy On miał jakiś powód ?" pyta mnie mall ze zdziwieniem.
" czy do wszystkiego potrzebny jest powód?" odbijam piłeczkę, gryząc kęsa, patrząc ot tak na chłopaka któremu wypadła chusteczka.
Nie słyszę odpowiedzi.
Rozumiem samobójców. Nader dobrze.
Za dobrze.
Śmierć jest piękna. Na swój delikatnie przerażający sposób.

Szanuję Twój wybór.
Spierdoliłeś się z własnej górki i zapomniałeś, że sam ją zbudowałeś.
To się zdarza. I śmierć siedząca na lewym ramieniu też się zdarza.

Słodkich snów.

~*~

Znikam na tydzień, by poznać kawałek przyszłości,
I znów czekam z tą delikatną niecierpliwością
Na kilka stron, zapach

momento mori.









 "Leżysz zabity i jam też zabity,
Ty - strzałą śmierci, ja - strzałą miłości,
Ty krwie. ja w sobie nie mam rumianości.
Ty jawne świece, ja mam płomień skryty.

Tyś na twarz suknem żałobnym nakryty,
Jam zawarł zmysły w okropnej ciemności,
Ty masz związane ręce. ja wolności
Zbywszy mam rozum łańcuchem powity.

Ty jednak milczysz, a mój język kwili,
Ty nic nie czujesz, ja cierpię ból srodze,
Tyś jak lód. a jam w piekielnej śreżodze.

Ty się rozsypiesz prochem w małej chwili,
Ja się nie mogę, stawszy się żywiołem
Wiecznym mych ogniów, rozsypać popiołem.''



a mimo to jestem.